Kontemplacja ewangelicznych tajemnic Różańca nie dla wszystkich jest rzeczą łatwą. Zresztą każda z 20 tajemnic w swojej treści i wymowie jest tak głęboka, że całej wieczności nie starczy, by dotrzeć do dna. Słusznie szukamy więc wszelkich pomocy, m.in. chcielibyśmy wykorzystać swoją wyobraźnię i zaangażować sferę uczuć – modlić się „sercem” – lecz nie zawsze nam to wychodzi. Oto próba podpowiedzi, jak można łatwo to zrobić. Jeśli komuś się ona spodoba, może sam pójść w tym kierunku, tworząc sobie swoje własne obrazy oparte na ewangelii i stosując swoje własne gesty czy postawy, lepiej wyrażające to co czuje i przeżywa. Można przypuszczać, że dzięki temu będzie mu łatwiej rozważać tajemnice różańcowe także w samochodzie, przy pracy fizycznej, na spacerze… I to nawet bez różańca w ręku, gdyż jeśli nawet nie wyliczy dokładnie dziesięciu Pozdrowień Anielskich, zanurzy się cały w rozważaniu danej tajemnicy. Owoce takiego sposobu rozważania mają w sobie coś z działania mocnej soczewki: gdy jest ona właściwie ustawiona w kierunku słońca, w jej ognisku może wybuchnąć płomień. W naszym wypadku „Słońcem” jest Bóg, „soczewką” dana tajemnica Różańca, „płomieniem” osoba modląca się z jak największym zaangażowaniem, zaś „stosem podpalanym” – osoby, środowiska lub problemy, obejmowane modlitwą. Rzeczywiście taki Różaniec „rozgrzewa” (duszę, ale bywa że i ciało), rozpala ufność pokładaną w Bogu, pogłębia kontakt z Bogiem i z Jego Świętymi, uczy apostolstwa, łatwo wycisza i uspokaja, częściowo izoluje od trudnego otoczenia, uczy skupiania rozbieganych myśli na jednym obrazie, wreszcie przynosi panowanie nad czasem poświęcanym na modlitwę – nabieramy pewności, że dwudziestka (tajemnic) jest dla nas możliwa „do zdobycia” na co dzień, podczas gdy dawniej nawet jedynka bywała „za trudna”… Może ktoś zapytać, w jakiej postawie najlepiej rozważać tajemnice Różańca. Chyba każda jest dobra i do przyjęcia, jeśli tylko sprzyja prawdziwemu rozważaniu. Gdy chcemy modlić się krótko i w napięciu, jakby „krzykiem duszy”, ciałem się specjalnie nie interesujemy, może nawet uwierać czy boleć. Natomiast jeśli ma to być długa i spokojna kontemplacja, raczej chcemy oderwać się od ciała, zapomnieć o nim, a więc i wygodna postawa (siedząca, a nawet leżąca) będzie tu jak najbardziej na miejscu, jeśli tylko nie odczujemy jej jako lekceważącej. Możliwe, że gdy „zatoniemy” w wyobrażanej sobie postawie związanej z obrazem danej tajemnicy Różańca (może nią być np. głęboki pokłon czy przyklęknięcie), postawa zewnętrzna przestanie być dla nas istotna. Poza tym Bóg patrzy przede wszystkim na „postawę” naszego serca.
***
To jest wstęp, którym opatrzyłem wydanie swojego własnego Różańca, a może raczej „sposobu na Różaniec”. Chodziło mi w tym wypadku nie tyle o treść rozważań, co o sposób rozważania – mój własny, od lat wypróbowany. Ciekaw byłem, jak zostanie on odebrany i wykorzystany przez poszczególne osoby i wspólnoty, np. rodzinne czy zakonne, w autokarze. Ostatnio doczekał się aprobaty władzy duchownej, więc nikt się w nim błędów teologicznych nie dopatrzy. Nadal czekam na odzew ze strony Czytelników, gdyż dzięki niemu mógłbym ten „eksperyment” udoskonalić, uzupełnić, coś komuś wyjaśnić lub odpowiedzieć na jakieś pytania. Wydałem go w formacie A6 i A5, a tu dołączam w A4, by można było wydrukować go sobie na domowej drukarce.