Porady Duchowe

19 grudnia 2025

«MOJA» MARYJA (4)
    NASZA ORĘDOWNICZKA I POŚREDNICZKA U BOGA

   Ogólnie można powiedzieć, że my wszyscy, mieszkańcy ziemi, z najwyższymi autorytetami włącznie, mamy nikłe pojęcie o tym, ile od początku zawdzięcza Maryi ludzkość, Kościół, każdy z nas – tę tajemnicę zgłębiać będziemy w wieczności. Pewien jej znamienny rys przybliżył nam Jezus w swoim dziele „Poemat Boga-Człowieka”, skierowanym do druku w całości
i bez zmian przez samego papieża Piusa XII. Chodzi m.in. o rolę, jaką odegrała Maryja, błagając Boga o przyśpieszenie przyjścia na ziemię Mesjasza. Czyniła to w świątyni jerozolimskiej, w której cieniu dojrzewała od trzeciego roku życia pod okiem opiekunki Anny, córki Fanuela z pokolenia Aszera, wspomnianej w Ewangelii. Jej modlitwa była tak płomienna, czysta i ufna, tak poruszająca serce Boga, że przed czasem „rozdarł niebiosa i zstąpił” (słowa Izajasza).

   Dla mnie nie ulega wątpliwości, że także czas powtórnego przyjścia Chrystusa w jakimś stopniu uzależnił Bóg od modlitwy Maryi, jednak z tą różnicą, że o ile przy pierwszym była sama w swoim błaganiu, drugiego przyjścia oczekuje wraz z całym Dworem Niebieskim jako z nim zjednoczona w modlitwie. Trzeba, żeby i Kościół ziemski na wzór niebiańskiego dołączał się do niej, lecz prawie wcale tego nie czyni, błędnie przesuwając Paruzję na „koniec świata” i nie żyjąc, jak pierwsi chrześcijanie, stałą gotowością na nagłe i rychłe przyjście Pana. Obecnie w świecie narasta kulminacja zła, mająca otworzyć drogę antychrystowi czyli „Niegodziwcowi, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia” (2 Tes 2,8). Tę myśl świętego Pawła przypominam nieraz pytającym mnie o czas Paruzji, błędnie określany przez mnożących się fałszywych proroków.
A do wszystkich kieruję zachętę do błagalnej modlitwy – oczywiście wspólnej z Maryją i otaczającymi Ją Świętymi – o jak najrychlejsze przyjście Pana dla odnowienia całej ziemi
i uczynienia jej Bożym Królestwem; do tych, którzy rozumieją ogromną wagę takiej modlitwy i widzą w niej obecnie swoje powołanie. „Duch i Oblubienica mówią: «Przyjdź!» A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź!»” (Ap 22, 17).

   Przy swoim pierwszym przyjściu Chrystus powierzył wyjątkową rolę „anioła” czyli swojego posłańca Poprzednikowi, świętemu Janowi Chrzcicielowi, porównując go z prorokiem Eliaszem, na którego zjawienie się czekano. Czy przed swoją Paruzją podobnej roli nie powierzył Najświętszej Maryi Dziewicy? Gdy przeanalizujemy treść i wymowę Jej objawień
z ostatnich stuleci, uznanych przez Kościół za nadprzyrodzone i wiarygodne, taki wniosek sam się narzuca. Zawierają one wiele wątków, zapowiedzi, pouczeń i wezwań, m.in. do pokuty,
i pozwalają na uznanie Maryi za Prorokinię naszych czasów. O ile lud Boży traktuje je bardzo poważnie, o tyle liczni pasterze lekceważą je coraz bardziej i twierdzą, że „mamy Ewangelię, a w niej wszystko, co nam potrzebne do zbawienia, więc one do niczego nas nie zobowiązują”. To tak, jakby w praktyce twierdzili: czy były, czy nie, czy są nadal, to nas nie obchodzi i nie dotyczy, równie dobrze może wcale ich nie być”. Czy tym samym nie próbują zamykać ust nie tylko naszej Matce, Królowej Nieba i Ziemi, ale samemu Bogu, którego jest wysłanniczką? Czy takiej postawy nie kształtuje cała armia złych duchów, nienawidzących Maryi, a przy tym w swej pysze bojących się bardziej Jej niż samego Boga? Ta armia postara się teraz o tron dla antychrysta, tłumiąc wiarę dzieci Bożych i ich przygotowanie do Paruzji Jezusa.

   Orędownictwo Maryi za nami powinno być dla każdego z nas rzeczą oczywistą i nie podlegającą dyskusji. Choćby miliony heretyków i odstępców od wiary je kwestionowało, my mamy je niejako we krwi i bez niego nie wyobrażamy sobie życia. Jedną z pierwszych modlitw, którą w życiu wypowiadają nasze dziecięce usta, jest przecież prośba: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi…”, i ta sama modlitwa przenosi nas na sam koniec ziemskiej drogi: „…teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”. U jej celu czeka na nas kto…? Brama Niebieska, jak nazywamy Maryję w Litanii. Wszystkie Maryjne uroczystości, święta, wspomnienia roku liturgicznego angażują nas, przyciągają Jej sanktuaria i pielgrzymki, kształtuje naszą duchowość Różaniec. Jest naszą Królową, Matką, Wspomożycielką, Wychowawczynią, spogląda na nas ze swoich obrazów i figur, a każdy z nas ma swoje własne doświadczenia, modlitwy, ulubione sposoby na wyrażanie swojej do Niej miłości i na zapraszanie Jej do własnego życia. Boli nas więc to, że nawet z Watykanu dociera do nas ostatnio głos ostrzegający nas przed (ujmę to własnymi słowami) wyolbrzymianiem Jej roli w naszym życiu jakoby „kosztem pomniejszania tym samym roli Chrystusa”…! Na ten głos nie można nie zareagować
i nie pytać, skąd on pochodzi.

   Ponieważ Bóg postanowił, a wiemy to z Ewangelii, że wszystkie Jego łaski muszą być przez stworzenia wyproszone, nie tylko więc Maryja jest u Niego naszą Orędowniczką, lecz także inne stworzenia są (i będą do końca świata) orędownikami, co zresztą zawarte jest w dogmacie o świętych obcowaniu. Luter odrzucił ten dogmat twierdząc, że w odniesieniu do Boga będącego Miłością (a więc i do naszego wiecznego zjednoczenia z Nim czyli zbawienia) nie są nam potrzebni żadni pośrednicy. Należy tę opinię wyprostować w ten sposób: nawet gdyby nie byli nam oni koniecznie potrzebni, to jednak jesteśmy sobie potrzebni nawzajem z woli Boga, który stwarza swoim dzieciom okazje do wzajemnej troski o siebie, pomocy, a zarazem zasługi opartej na miłości. Jakby modelem funkcjonowania tego dogmatu jest wydarzenie w Kanie Galilejskiej: Jezus uczynił pierwszy cud (być może nawet przyśpieszył czynienie cudów) ze względu na prośbę Matki, chcąc sprawić Jej tym radość. Niewątpliwie i dzisiaj dla Jej radości czyni wiele cudów i z miłości do Niej udziela nam łask. Nie widać więc żadnego powodu, byśmy my, katolicy, mieli dzisiaj odstępować choćby na krok od ukształtowanego w ciągu wieków kultu Maryjnego i zbaczać w kierunku pomysłów Lutra i jego następców. Zresztą nie tylko Maryjnego, gdyż zarazem kultu wszystkich Aniołów i Świętych, otaczających nas miłością od naszego poczęcia aż do chwili przywitania się z nimi w bramie Nieba. Nosimy ich imiona i korzystamy z łask, które stale nam wypraszają u miłosiernego Boga.
   Zakres i skuteczność orędownictwa za nami świętych wynika z Bożej sprawiedliwości. Oto odnośne słowa Boskiego Nauczyciela (Łk 6, 38): „Dawajcie, a będzie wam dane; miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze, albowiem jaką miarą wy mierzycie, taką wam odmierzą”. Jezus, oddając za nas w ręce Ojca absolutnie wszystko,
„do końca nas umiłował”, a w Jego ślady poszła, w sposób pełny i doskonały, Jego Matka. Zresztą szła tą drogą od początku, o czym świadczy chociażby Jej ofiarowanie się całkowite Bogu w świątyni jerozolimskiej, do której oddali Ją jako trzyletnią Jej święci rodzice. Kto Bogu wszystko oddał, może się od Niego wszystkiego spodziewać, tak dla siebie, jak i dla innych.

   W tym miejscu przychodzi na myśl idea – może lepiej: styl życia – tych ludzi, którzy oddają się całkowicie Bogu „przez Maryję” w duchu św. Ludwika Marii Grigniona de Montfort.
Im pełniej i doskonalej się oddają, tym obfitszych owoców mogą się od Boga spodziewać.

   Przez świętą Faustynę Jezus uczy nas, że ufność jest jedynym naczyniem, którym możemy czerpać z oceanu Jego Miłosierdzia. Ufność jest cechą małego dziecka, tulącego się do swoich rodziców i opierającego się na ich miłości, a niewątpliwie ta właśnie postawa charakteryzowała całe ziemskie życie Maryi. Ona nie musiała „stawać się”, lecz zawsze „była jak dziecko”, najmniejsza we własnych oczach, a największa w Bożych. Nie miejmy wątpliwości, że to naczynie ufności u Maryi zawsze było i jest tak pojemne, iż czerpie nim pełnię łask dla wszystkich swoich dzieci, dzięki czemu bywa nazywana „Wszechmocą Błagającą”. Inni pojawiają się na brzegu Boskiego niebiańskiego oceanu łask i darów z naczyniami różnej wielkości, od małego kieliszka po wielką cysternę, a to w zależności od tego, jak wielką ufnością charakteryzowali się w ziemskim życiu – właśnie to decyduje obecnie o zakresie orędownictwa Świętych za nami. Przykład: świętego Błażeja biskupa nie prosilibyśmy o pomoc przy chorobach gardła, gdyby nie przekazywany z wieku na wiek fakt, że w więzieniu wyprosił u Boga cudowne uzdrowienie chłopca, który zakrztusił się rybią ością i był bliski śmierci.
   Jezus uczył, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Dotyczy to samego Boga, zarówno w Jego współżyciu Trzech Osób, jak i w Jego udzielaniu się stworzeniom; dotyczy to i nas wszystkich, aniołów i ludzi. Chyba najszczęśliwszy jest Bóg wówczas, gdy może coś dać Maryi, od której otrzymał wszystko i wie, że Ona nie zatrzyma niczego dla siebie, lecz wszystko nam przekaże. Oprócz ufności to właśnie bezinteresowność orędowników (pośredników) nadaje ogromną moc ich modlitwie wstawienniczej, otwierając upusty Bożego Miłosierdzia. Gloria Polo, znana nam jako zwęglona przez piorun, wspomina, że przed runięciem w głębiny piekła uratowało ją błaganie za nią nieznajomego wieśniaka, niezwykle przejętego jej stanem, o którym dowiedział się po wyjściu ze sklepu z gazety, w którą owinięto mu kupiony towar.
   Jeszcze inną cechą orędowników jest ich wdzięczność, okazywana hojnemu ofiarodawcy. Także pod tym względem nikt nie prześcignie Najdoskonalszej ze stworzeń. Jej dziękczynienie, połączone z uwielbieniem Boga, wybrzmiewające z taką mocą w Jej hymnie Magnificat, znalazło swoje przedłużenie w Niebie. „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem” – zachęca św. Paweł Filipian w swoim Liście (4, 6-7). Gdy modlitwa staje się błagalno-dziękczynna, świadczy o wielkiej ufności pokładanej w Bogu przez tego, kto ją zanosi. Wyobrażam sobie, że takie właśnie są wszystkie modlitwy Maryi, w której Bóg ma szczególne upodobanie.

PDF