DNI MĘCZARNI JÓZEFA
Jest to jeden z rozdziałów książki PRAWDA O ŚWIĘTYM JÓZEFIE, zawierającej cytaty z Poematu Boga-Człowieka Marii Valtorty. Książkę można nabyć w wydawnictwie Vox Domini..
Rozdz. 41. «Gdyby Józef był mniej święty, Bóg nie udzieliłby mu swojego światła».
Ciąg dalszy tego samego dnia. A, 2698-2705
Mówi Maryja:
«Oto dzień poprzedzający Wielki Czwartek. Niektórym wyda się ta wizja nie na czasie. Jednak twój ból kochającej Mojego Jezusa Ukrzyżowanego jest w twoim sercu i pozostaje tam nawet wtedy, gdy oglądasz jakąś słodką wizję. On jest jak lekkie ciepło, wydobywające się z żaru, który jest i nie jest już ogniem. Ogień to płomień, a czym innym jest ciepło, które się z niego wydobyło. Żadna wizja przynosząca szczęście i pokój nie będzie miała mocy pozbawienia twego serca [ciepła] tego bólu. Ceń go bardziej od twego własnego życia. Jest on bowiem darem największym, jakiego Bóg może udzielić wierzącemu w Jego Syna. Moja wizja, chociaż spokojna, nie odbiega [w treści] od pamiątki tego [Wielkiego] Tygodnia.
Także Mój Józef przeżył swoją mękę. Zrodziła się w Jerozolimie, kiedy ujrzał Mój stan. Męka ta trwała przez [tyle] dni, co dla Jezusa i dla Mnie. Nie była ona duchowo mniej bolesna. I jedynie dzięki świętości Sprawiedliwego, który był Moim małżonkiem, jej pełne godności i skrytości wyrażenie zostało powstrzymane do tego stopnia, że przeszła przez wieki mało zauważona.
O, nasza pierwsza Męka! Któż może wypowiedzieć jej głębię i pełną milczenia intensywność? Któż [może zrozumieć], jak cierpiałam, kiedy spostrzegłam, że Niebo jeszcze Mnie nie wysłuchało i nie wyjawiło Józefowi tajemnicy? Domyśliłam się, że on jej nie znał jeszcze, gdyż widziałam go pełnego zwykłego szacunku wobec Mnie. Gdyby zaś wiedział, że noszę w Sobie Słowo Boże, adorowałby to Słowo, zamknięte w Moim łonie, aktami uwielbienia należnymi Bogu. Józef by ich nie pominął, a Ja nie odmówiłabym ich przyjęcia, nie ze względu na Mnie, ale z powodu Tego, który był we Mnie i którego nosiłam, jak Arka Przymierza nosiła tablice kamienne i naczynia z manną.
Kto może wyrazić Moją walkę przeciwko zniechęceniu, które chciało Mnie przytłoczyć, aby Mnie przekonać, że daremnie zaufałam Panu? O, wiem, że to była wściekłość szatana! Czułam zwątpienie tuż za Moimi plecami, wyciągające swe lodowate szpony, aby uwięzić Mi duszę i powstrzymać jej modlitwę! Zwątpienie, które jest tak niebezpieczne, śmiercionośne dla ducha! Śmiercionośne, gdyż jest pierwszym zwiastunem śmiertelnej choroby, noszącej imię „rozpacz”. Trzeba jej się przeciwstawiać z całą mocą, aby nie zgubić duszy i nie utracić Boga.
Któż potrafi wypowiedzieć w całej prawdzie boleść Józefa, jego myśli, zamęt [ogarniający] uczucia? Jak mała łódź, porwana przez wielką zawieruchę, znajdował się w kłębowisku przeciwstawnych myśli, w wirze przemyśleń, z których jedno było bardziej palące i bardziej przytłaczające od drugiego. Z pozoru był mężczyzną zdradzonym przez swą żonę. Widział, jak traci równocześnie dobre imię i szacunek u ludzi. Już czuł, jak z jej powodu wytykają go palcem i jak wzbudza politowanie w okolicy. Wobec oczywistości tego co się stało, dostrzegał w sobie zamierające uczucie i szacunek dla Mnie.
Jego świętość jaśnieje tu jeszcze bardziej niż Moja. I daję o tym świadectwo z uczuciem małżonki. Chcę bowiem, żebyście kochali Mojego Józefa, tego mądrego i roztropnego, cierpliwego i dobrego. Nie był on odłączony od tajemnicy Odkupienia. Przeciwnie, był z nią głęboko powiązany. Ofiarował bowiem ból i siebie samego, ocalając wam Zbawiciela za cenę swego poświęcenia i dzięki swojej świętości. Gdyby nie był tak święty, działałby po ludzku. Ogłosiłby Mnie cudzołożnicą, abym została ukamienowana i aby dziecko Mojego grzechu zginęło ze Mną. Gdyby był mniej święty, Bóg nie udzieliłby mu Swojej światłości za przewodnika w tak wielkiej próbie.
Józef jednak był święty. Jego czysty duch żył w Bogu. Miłość płonęła w nim mocno. Dzięki miłości ocalił wam Zbawiciela. Nie oskarżył Mnie przed starszyzną. Później, pozostawiając wszystko z uległą gotowością, uratował Jezusa, [uciekając] do Egiptu.
Krótkie były co do ilości, lecz straszliwe ze względu na intensywność, trzy dni męki Józefa... i Mojej... tej Mojej pierwszej Męki. Rozumiałam bowiem jego cierpienie, a nie umiałam go w żaden sposób pocieszyć z powodu posłuszeństwa poleceniu Boga, który Mi powiedział: „Zachowaj milczenie!”
Kiedy – po przybyciu do Nazaretu – zobaczyłam go, jak odchodzi po zdawkowym pożegnaniu, zgarbiony i jakby postarzały w przeciągu krótkiego czasu, i że nie przychodzi do Mnie wieczorem, jak miał w zwyczaju – powiadam wam, dzieci, że Moje serce zapłakało z powodu przeszywającego bólu. Zamknięta w domu, sama w domu, w którym wszystko przypominało Mi Zwiastowanie i Wcielenie, i gdzie wszystko mówiło Mi o Józefie, z którym byłam zaślubiona w nieskazitelnym dziewictwie – musiałam przeciwstawiać się zniechęceniu, podszeptom szatana, i ufać, ufać, ufać. I modlić się, modlić się, modlić się. I przebaczać, przebaczać, przebaczać podejrzenie Józefa, jego uniesienie się słusznym oburzeniem.
Dzieci, trzeba ufać, modlić się i przebaczać, aby otrzymać [tę łaskę], że Bóg zadziała w naszej sprawie. I wy przeżywacie waszą mękę. Zasłużoną z powodu waszych grzechów. Ja was pouczam, jak ją pokonać i przemienić w radość. Ufajcie ponad miarę. Módlcie się nie tracąc ufności. Przebaczajcie, aby i wam przebaczono. Przebaczenie Boże będzie pokojem, którego pragniecie, o dzieci.
Nic więcej na razie wam nie powiem. Milczenie będzie trwało aż do czasu po tryumfie paschalnym. Jest [czas przypominający o] Męce. Współczujcie waszemu Odkupicielowi. Słuchajcie Jego płaczu i policzcie Jego łzy i rany. Każda łza spłynęła z waszego powodu, a [każda rana] była przecierpiana ze względu na was. Każda inna wizja niech zniknie przed tą, która przypomina wam Odkupienie dokonane dla was».
Rozdz. 42. Maryja dochodzi do porozumienia z Józefem1
Napisane 31 maja 1944. A, 2705-2712
Po pięćdziesięciu trzech dniach Mama znów się ukazuje w widzeniu, które mam umieścić w tej Księdze. Odżywa we mnie radość. Zobaczyć bowiem Maryję znaczy posiadać Radość.
Widzę ogródek w Nazarecie. Maryja przędzie w cieniu bardzo bujnie rozrośniętej jabłoni, obciążonej różowiejącymi owocami. Wyglądają jak rumiane i krągłe dziecięce policzki.
Jednak Maryja nie ma dziś rumieńców. Piękny kolor, jaki miały Jej policzki w Hebronie, znikł. Twarz ma bladą, jakby z kości słoniowej, tylko zarys ust odznacza się nikłym koralem. Pod spuszczonymi powiekami widzę dwa ciemne cienie, a brzegi powiek są spuchnięte, z pewnością od płaczu. Oczu nie widzę, bo głowę ma nieco pochyloną. Jest zajęta Swą pracą, a jeszcze bardziej Swoimi myślami, które muszą Ją dręczyć. Słyszę bowiem westchnienia kogoś, kto cierpi na duchu. Ubrana jest na biało, w biały len, bo na dworze jest bardzo ciepło, pomimo wczesnej pory, na co wskazuje nienaruszona świeżość kwiatów. Głowę ma odsłoniętą. Słońce, igrając z liśćmi jabłonki, poruszanymi lekkim wiatrem, prześwituje promykami światła [dotykając] brunatnej ziemi grządek. Na jasnej głowie Maryi znaczy świetliste kółka. Jej włosy połyskują od nich, zdając się czystym złotem.
Ani z domu, ani z sąsiedztwa nie dochodzi żaden dźwięk. Słychać tylko szum strumyczka, którego woda wpada do zbiornika w głębi ogrodu.
Maryja zrywa się na dźwięk mocnego kołatania do drzwi domu. Odkłada na bok kądziel i wrzeciono. Idzie otworzyć. Chociaż suknia jest obszerna i luźna, nie skrywa dokładnie okrągłości bioder. Staje naprzeciw Józefa. Bledną Jej nawet wargi. Jej twarz jest teraz tak blada, że wygląda jak hostia. Maryja patrzy na Józefa smutnym, pytającym spojrzeniem. Oczy Józefa wyrażają błaganie. Milcząc, przyglądają się sobie. Potem Maryja odzywa się:
«O tej porze, Józefie? Potrzebujesz czegoś? Co chcesz Mi powiedzieć? Wejdź».
Józef wchodzi i zamyka drzwi. Jeszcze nie mówi.
«Powiedz, Józefie. Czego chcesz ode Mnie?» [– pyta Maryja.]
«Twojego przebaczenia».
Józef pochyla się, jakby chciał uklęknąć. Jednak Maryja, zawsze tak powściągliwa w dotykaniu go, chwyta go zdecydowanie za ramiona, aby temu przeszkodzić. Mieni się na twarzy: raz jest zarumieniona, a raz blada jak przedtem.
«Mojego przebaczenia? Nie mam ci niczego do wybaczenia, Józefie. Powinnam ci tylko raz jeszcze podziękować za wszystko, co zrobiłeś tu podczas Mojej nieobecności, i za twą miłość do Mnie».
Józef patrzy na Nią i widzę dwie wielkie łzy formujące się w zapadniętych, głębokich oczach. Utrzymują się tam jak na brzegu jakiegoś naczynia, a potem spływają po policzkach i brodzie.
«Przebacz, Maryjo. Nie ufałem Ci. Teraz wiem. Nie jestem godny takiego skarbu. Brakowało mi miłości. Oskarżałem Cię w sercu. Oskarżałem niesprawiedliwie, bo nie zapytałem Cię o prawdę. Uchybiłem prawu Bożemu, nie miłując Ciebie tak, jak siebie miłuję..».2
«O nie! Nie uchybiłeś!»
«Tak, Maryjo. Gdybym został oskarżony o podobne przestępstwo, broniłbym się. Ty... Nie dałem Ci możności obrony. Chciałem podjąć decyzję, nie pytając Cię o nic. Obraziłem Cię podejrzeniem. Samo podejrzenie jest już obrazą, Maryjo. Kto podejrzewa, nie zna [prawdy]. Nie dowiadywałem się tak, jak powinienem był to czynić. Przez wzgląd na cierpienie, jakie znosiłem... trzy dni męczarni... przebacz mi, Maryjo».
«Nie mam ci nic do wybaczenia. I przepraszam cię za ból, który ci sprawiłam».
«O tak, jakież to było cierpienie! Co za cierpienie! Spójrz, tego ranka powiedziano mi, że mam posiwiałe skronie, a na twarzy zmarszczki. Więcej niż dziesięć lat przybyło mi przez te trzy dni. Ale dlaczego byłaś tak pokorna, żeby ukryć przede mną, Twoim małżonkiem, Swą chwałę? Pozwoliłaś, żebym Cię podejrzewał!»
Józef nie klęczy, lecz jest tak pochylony, jakby klęczał. Maryja kładzie mu rękę na głowie i uśmiecha się. Wydaje się rozgrzeszać. Mówi: «Gdyby Moja pokora nie była doskonała, nie zasłużyłabym na poczęcie Oczekiwanego. On przychodzi zmazać grzech pychy, który wywołał upadek człowieka. A poza tym... byłam posłuszna... Bóg zażądał ode Mnie tego posłuszeństwa. Wiele Mnie to kosztowało... z powodu ciebie, że zadaję ci cierpienie. Jednak musiałam być posłuszna. Jestem Służebnicą Boga, a słudzy przyjmują bez dyskusji otrzymywane rozkazy. Oni je wykonują, Józefie, nawet wtedy gdy wyciskają krwawe łzy».
Mówiąc to, Maryja cicho płacze. Tak cicho, że pochylony Józef spostrzega to dopiero wtedy, gdy jedna łza spada na ziemię. Wtedy unosi głowę i – po raz pierwszy widzę, żeby to czynił – ujmuje drobne ręce Maryi w swoje silne i opalone dłonie. Całuje końce różowych, wystających z uścisku jego dłoni palców, które wyglądają jak pączki kwiatów brzoskwini.
«Teraz trzeba się zatroszczyć, bo…» – Józef nie kończy zdania, patrzy tylko na Maryję, która natychmiast siada, zarumieniona. Nie chce być wystawiona na to badawcze spojrzenie.
«Trzeba się będzie pospieszyć... Przeprowadzę się tutaj... dopełnimy obrzędu godów. W przyszłym tygodniu? Dobrze?»
«Wszystko co czynisz jest dobre, Józefie. Jesteś głową rodziny, a Ja tylko twoją służebnicą».
«Nie. Ja jestem Twoim sługą. Jestem szczęśliwym sługą mojego Pana, który wzrasta w Twym łonie. Błogosławiona jesteś między wszystkimi niewiastami Izraela. Dziś wieczorem zawiadomię krewnych. Potem... kiedy już tu zamieszkam, będziemy wszystko przygotowywać na przyjście... O, jakże przyjmę Boga w moim domu? Bóg w moich ramionach? Umrę z radości!... Nigdy nie będę mógł odważyć się Go dotknąć!»
«Będziesz mógł... tak jak i Ja, z pomocą łaski Bożej».
«Ty... to Ty. Ale ja jestem biednym człowiekiem, najbiedniejszym z synów Bożych!…»
«Jezus przychodzi do nas, biednych, aby ubogacić nas Swą Boskością. Przychodzi do nas obojga, bo jesteśmy najbiedniejsi i uznajemy to. Raduj się, Józefie. Ród Dawida ma oczekiwanego Króla. Nasz dom staje się przez to okazalszy od królewskiego pałacu Salomona. Tu bowiem będzie Niebo i będziemy dzielić z Bogiem tajemnicę pokoju, o której ludzie dowiedzą się dopiero później. Będzie wzrastał pośród nas, a nasze ramiona staną się kołyską dla dorastającego Odkupiciela, nasza troska zapewni Mu chleb... O Józefie! Usłyszymy głos Boga, nazywający nas „ojcem i Matką”! O!…»
Maryja płacze z radości. Cóż to za szczęśliwy płacz! Józef klęczy teraz u Jej stóp i także płacze, z twarzą prawie ukrytą w luźnych fałdach szerokiej sukni Maryi, która opada na skromną, ceglaną posadzkę izdebki.
I na tym widzenie się kończy.
Rozdz. 43. «Pozostawcie Panu zatroszczenie się o ogłoszenie
was Jego sługami». C. d. tego samego dnia. A, 2712-2716
Maryja mówi:
«Niech nikt nie tłumaczy w błędny sposób [przyczyny] Mojej bladości. Nie pochodziła ona z ludzkiego strachu, chociaż, po ludzku rzecz biorąc, mogłam oczekiwać ukamienowania. Jednak nie tego się bałam. Cierpiałam z powodu bólu Józefa. Nawet myśl, że może Mnie oskarżyć, nie przerażała Mnie sama w sobie. Dla Mnie przykre byłoby jedynie to, że on, obstając przy oskarżeniu, mógłby uchybić miłości. Z tego powodu cała krew uderzyła Mi do serca, kiedy ujrzałam Józefa. Mogła to być chwila, kiedy Sprawiedliwy znieważyłby Sprawiedliwość i uchybiłby miłości. Największy Mój ból wywoływało to, że mógłby uchybić [miłości] ktoś sprawiedliwy: ten, który nie uchybiał nigdy.
Gdybym nie była, jak powiedziałam Józefowi, pokorna w najwyższym stopniu, nie zasłużyłabym na noszenie w Sobie Tego, który – aby wymazać pychę z rodzaju ludzkiego – uniżył Siebie. Bóg upokorzył się do tego stopnia, że stał się człowiekiem. Ukazałam ci scenę, o której nie mówi żadna z Ewangelii. Chcę bowiem ponownie zwrócić uwagę ludzi – zbytnio skierowaną gdzie indziej – ku warunkom podstawowym, [które trzeba spełnić,] aby podobać się Bogu i zapewnić sobie Jego stałe przychodzenie do swego serca.
[Potrzeba] wiary. Józef bezgranicznie uwierzył słowom niebieskiego posłańca. Pragnął tylko wierzyć, gdyż było w nim przekonanie szczere, że Bóg jest dobry i że na niego – człowieka, który złożył nadzieję w Panu – nie dopuści On boleści przeżywania czyjejś zdrady, zawiedzenia się na kimś i wyszydzenia przez bliźniego.
Pragnął Mi wierzyć, będąc bowiem człowiekiem uczciwym, nie mógł bez bólu myśleć, że inni tacy nie są. On żył Prawem, a Prawo mówi: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Jeśli ludzie kochają bardzo jeden drugiego, uważają się wzajemnie za doskonałych, nawet kiedy tak nie jest. Po co bowiem osłabiać miłość do bliźniego myśląc, że jest niedoskonały?
[Potrzebna jest] miłość bezwarunkowa. Miłość, która potrafi przebaczać, która pragnie przebaczać. Przebaczać z góry, usprawiedliwiając we własnym sercu uchybienia bliźniego. Przebaczać natychmiast, przyznając winnemu wszelkie okoliczności łagodzące.
[Potrzeba] pokory tak bezwzględnej jak miłość. [Trzeba] umieć uznawać, że się uchybiło, choćby samą tylko myślą. Nie można mieć pychy, bardziej szkodliwej jeszcze niż grzech, który ją poprzedza. Pycha ta polega na tym, że nie chce się przyznać: zbłądziłem. [A przecież] oprócz Boga wszyscy błądzą. Któż może powiedzieć: „Ja nigdy się nie mylę”?
Istnieje jeszcze trudniejsza pokora. To taka, która potrafi przemilczeć cuda [dokonywane] w nas przez Boga, kiedy nie jest konieczne – dla oddania Mu czci – rozgłaszanie ich. [Pokora ta skłania do milczenia], aby nie poniżać bliźniego, który nie otrzymał od Boga takich szczególnych darów. Bóg – jeśli chce, o tak, jeśli chce – Sam ujawnia Siebie w Swoim słudze! Elżbieta natychmiast „zobaczyła” Mnie jaką byłam; małżonek Mój zaś poznał Mój stan [dopiero] wtedy, kiedy nadeszła godzina zrozumienia tego przez niego.
Pozostawcie Panu troskę ogłoszenia was Jego sługami. On dąży do tego z miłosnym pośpiechem. Każde stworzenie, które Bóg wynosi do szczególnej misji, jest nową formą blasku, dodaną do Jego nieskończonej chwały. Świadczy to również o tym, jaki miał być człowiek według zamiaru Bożego. [Został on pomyślany przez Niego] jako niższa doskonałość, która ma odbijać w sobie obraz swego Stwórcy. Pozostańcie w cieniu i milczcie, o wybrańcy Łaski. Dzięki temu będziecie umieli usłyszeć jedyne słowo „życia”. Przez to zasłużycie też na posiadanie – nad wami i w was – Słońca, które świeci wiecznie.
O Światłości najbardziej Błogosławiona – która jesteś Bogiem, która jesteś radością Twoich sług – zajaśniej nad Twoimi sługami. Niech się nią rozradują w swej pokorze. Niech uwielbiają Ciebie, Ciebie samego. Ty bowiem rozpraszasz pysznych, a podnosisz ku wspaniałościom Twego Królestwa pokornych, którzy Cię miłują».
1Zob. Mt 1,19-24.
2Zob. Kpł 19.